Spotkanie z CLT to dla wielu z nas architektów przygoda pełna niespodzianek.
Nowa w Polsce technologia niesie za sobą szereg pytań bez odpowiedzi.
Inwestorzy torpedują nasze pomysły, boją się ponieść ryzyko związane z niewiedzą.
A my? Cóż, pytamy, prosimy o papiery, wstępne wyceny,
które często zwalają nas z nóg. A inwestorzy mówią słynne: „A nie mówiłem? Mnie na to nie stać”.
Czego nie wie architekt, a powinien wiedzieć? Czego nie wie wykonawca, a powinien wiedzieć?
Podejmę wyzwanie i postaram się wskazać kluczowe tematy związane przede wszystkim
z budynkami użyteczności publicznej kwalifikowanymi do klasy zagrożenia ludzi ZL II.
Nazwa CLT brzmi bardzo tajemniczo. Często szukam porównania, słowa klucza,
które pomoże zrozumieć inwestorowi o co chodzi. Mówię: „Budynek składamy jak szafkę z IKEA,
tylko w skali makro”. W tym miejscu zaczynają się wątpliwości. Dlaczego?
Ponieważ użyłam zakazanego słowa „ekologia”. To słowo dla inwestorów często jest
synonimem „drożyzny”. Na tym kończy się często rozmowa. Zwykle inwestor chętnie spojrzy na wycenę, ale wiemy dobrze, że takiej wyceny tak od ręki nie da się zrobić,
a szacunki zwykle przyprawiają o ból głowy również nas architektów.
Cały artykuł przeczytasz w kwartalniku Przemysł Drzewny 3/2022
https://przemysldrzewny.eu/index.php/produkt/przemysl-drzewny-3-2022-wydanie-elektroniczne/